e 
LuxDei.StudiumSacrum to PEWNA STRONA INTERNETU na LuxDei.pl

/Jesteś tutaj: Profanum IDary Miłości

Dary Miłości

Wspomnienia i dywagacje rozmodlone


„Zgrzeszyłem. Nie wiedziałem, że ty stanąłeś przeciwko mnie na drodze. Teraz jednak, gdy wiem, że ci się droga moja nie podoba, chcę wracać”.
Biblia Tysiąclecia, Lb 22:34
Biblia Tysiąclecia
LuxDei.pl

I

Gdy na Stanisławówce rozpoczynały się tegoroczne (4-6 marca 2005 roku) Rekolekcje Wielkopostne, nawet nie przypuszczałem, jak wspaniałe Dary przygotował dla mnie Pan Bóg. Pierwszym z nich było Słowo głoszone przez ks. Rekolekcjonistę, który na początku swojej katechezy wyraził zadziwiające pragnienie. Stwierdził bowiem, iż ma głęboką nadzieję, że podczas głoszenia kolejnych nauk będzie przez niego przemawiał sam Bóg.
— Skoro kiedyś przemówił przez oślicę — ciągnął dalej ks. Rekolekcjonista — równie dobrze może przemówić przeze mnie; wszak to jest podobny poziom intelektualny.
— Wreszcie normalny człowiek — pomyślałem. Dziś nie często można spotkać kogoś, kto posiada taki dystans do swojego „ja”. A oto ksiądz, który, głosząc Dobrą Nowinę, pokornie sprowadza siebie do roli narzędzia w Ręku Pana.
Motywem przewodnim trzydniowej nauki rekolekcyjnej było poszukiwanie źródeł sensu i absurdów współczesnego życia chrześcijańskiego. To dobrze, gdy można uświadomić sobie, że największą tragedią człowieka jest jego grzech. Grzech, który niszczy, zniewala i unieszczęśliwia. Wszak tylko w bliskości Boga człowiek może czuć się wolnym i szczęśliwym. Aby to jednak mogło nastąpić trzeba zdobyć się na niemały wysiłek duchowy, a często nawet fizyczny. Co prawda Bóg stworzył nas bez nas, ale bez nas nie może nas zbawić. Potrzebna jest bowiem nasza ochota na bycie z Tym, który nas kocha Miłością bezwarunkową. Mając wolną wolę, możemy zatem dokonać wyboru: albo odpowiemy na Jego Miłość, albo odwrócimy się (po raz kolejny) od Niego i pójdziemy własną drogą.

Boże, jak bardzo chciałbym już więcej nie grzeszyć.
Czuję, że każdy mój grzech plami Twój Święty Wizerunek, który wszczepiłeś w mą nieśmiertelną duszę w chwili stworzenia.
Wiem, że moje grzechy są liczne i starczyłoby ich nie na jedno Biczowanie, Cierniem Ukoronowanie, i Ukrzyżowanie.
Ileż to już razy upadałem w grzech, a Ty, Boże mój i Panie, wyciągałeś do mnie swą Uzdrawiającą Dłoń?
Ileż to razy zapominałem o swojej godności, tarzając się w zmysłowych występkach?
Ileż razy podeptałem przykazania Twoje, o mój Boże, które wyryłeś w głębi mej duszy, a na sumienie odzywające się raz po raz wolałem ze zgrzytem: «[...] milcz, nie pójdę za twoim głosem, boś jest zbyt wymagające i niewygodne [...]».
Ile razy, zszargany grzechem, powracałem do Ciebie, a Ty, jak kochający Ojciec, brałeś mnie, syna marnotrawnego, w swoje Ramiona i tuliłeś do Serca?
Ukochałeś mnie Miłością wielką, żarliwą, nieskończoną.
Nie cofnąłeś się nawet przed Męką Krzyża.
Oddałeś swe Życie, abym ja mógł żyć.
Jakby tego wszystkiego było mało, pozwoliłeś włócznią poganina otworzyć na oścież swoje Przenajświętsze Serce, z którego trysnął życiodajny Zdrój. Oczyszczający i uświęcający.
Nadto od 2000 lat, na wszystkich ołtarzach świata, wciąż składasz Ojcu Ofiarę czystą i doskonałą.
Ofiarę z siebie.
A nas, nieużyteczne sługi, karmisz swym Słowem, Ciałem i Krwią, stając się prawdziwym Pokarmem duchowym.
W Twoich Ranach, Mistrzu Ukrzyżowany, jest moje zdrowie.
Zamknij mnie, Panie, w swym Miłosiernym Sercu, dając mi Łaskę rozpoznania grzechu, zanim go jeszcze popełnię. Niech wstręt do grzechu zastąpi wstyd, który ogarnia mnie po każdorazowym ulegnięciu złu i zasmuceniu Twojego Świętego Oblicza.
Czy ja w ogóle umiem wyobrazić sobie to, jakim cierpieniem dla Ciebie, Boże, jest mój grzech?
Nie ma większej miłości, gdy ktoś życie swe oddaje za przyjaciół.
Miarą Twojej miłości jest Miłość bez miary.
Tyś jest Miłością.

Przygotowując się do Sakramentu Pojednania, odczuwałem dziwny wewnętrzny spokój. Nigdy wcześniej nie zdarzyło mi się w takiej pełni uświadomić sobie, że na moją Spowiedź czeka sam Chrystus. Dotychczas myślom o konfesjonale zawsze towarzyszyła trudna do opisania walka wewnętrzna, z której, dzięki modlitwie, udawało mi się wychodzić zwycięsko. Poza tym do tej pory osoba Spowiednika, w niepojęty dla mnie sposób, zawsze przysłaniała mi Chrystusa. Tym razem było inaczej. Kapłan zszedł na plan dalszy, a mnie naprawdę było obojętne, który ksiądz fizycznie zasiądzie po drugiej stronie kratki. Czułem, choć nie umiem wyjaśnić dlaczego, że zbliżająca się Spowiedź Święta będzie głębokim przeżyciem duchowym. Nie przypuszczałem jednak, że wkrótce moja dusza skosztuje kolejnych, niezwykłych Darów.
Nicość Gdy podczas wyznawania grzechów zamknąłem oczy, nagle poczułem, że zapadam się wewnętrznie. Nie tracąc jednak ani na chwilę świadomości miejsca, czasu oraz sensu słów w dialogu ze Spowiednikiem, czułem wyraźne coś, co można by porównać do roztapiania się mojego wnętrza. To niemiłe skądinąd wrażenie trwało kilkanaście sekund. Nie stawiając jednak żadnego oporu, całkowicie poddałem się tej Sile, która przeniosła mnie osobno w zimną, czarną, bezdenną, bezkresną, pustą przestrzeń. Czułem, jakby Ktoś w mym sercu zgasił tajemnicze, nadprzyrodzone światło. Choć wiedziałem, że klęczę oparty o kratkę konfesjonału, choć wyraźnie słyszałem i rozumiałem głos księdza, oczyma duszy przemierzałem głuchą nicość, która zewsząd mnie otaczała. Nie próbowałem uciekać. Trwałem w całkowitej uległości, bez najmniejszej próby stawiania jakiegokolwiek oporu. Mimo iż czułem się w niej nieswojo, wiedziałem, że jestem w pełni bezpieczny i, że sam Bóg chce mi przez to doświadczenie przekazać coś ważnego, tj. odczucie absolutnej bezsilności człowieka wobec Boga, a właściwie wobec Jego nieobecności. Cóż za niesamowity paradoks — nie widząc nic — widzieć Boga! A właściwie uświadomić sobie nieokiełznane pragnienie oglądania Boga, bycia przy Nim, blisko, we właściwej relacji, w przyjaźni, w zażyłości, w komunii...
Moja Spowiedź przebiegała jakby na dwóch poziomach: fizycznym (gdzie dominuje racjonalne poczucie miejsca i czasu) oraz duchowym (gdzie kończy się prymat rozumu nad wiarą).
Samotny w nieprzyjaznej czeluści, trwałem w bezruchu i udręce, a przez moją głowę przemykały pytania pozostające bez odpowiedzi. I nagle zrozumiałem, że tak musi/może wyglądać piekło: pusta, mroczna otchłań we wnętrzu duszy człowieka, do której nikt nie zagląda, do której nie wpada nawet najmniejszy promyk światła, w której istnieje tylko gorycz porażki, odrzucenia, samotności i beznadziei. Jeśli nawet nie było to piekło, z pewnością mogę użyć określenia przedsionek piekła. Wszak dusza człowieka zbrukanego grzechem staje się jedynym w swoim rodzaju zaczątkiem piekła, który nosimy w sobie jeszcze za życia. Nie sposób zatem przecenić znaczenia, jakie dla wieczności ma obecny stan naszej duszy.
Gdy otworzyłem oczy, niemiłe wrażenie zaczęło stopniowo ustępować, a ja szczerze żałowałem za całe zło, które dotąd było moim udziałem. Rozgrzeszony, odchodząc od konfesjonału, czułem oszołomienie niecodziennym przeżyciem, które towarzyszyło Sakramentowi Pojednania. Ucałowałem krucyfiks leżący opodal w przejściu prowadzącym do ołtarza głównego i na chwilę ukląkłem, aby pozbierać myśli.
Wtem poczułem, że moją duszę zaczyna wypełniać radość, nie taka zwykła, pojawiająca się, np. po dobrze spełnionym obowiązku, lecz radość wielka, niewypowiedziana, uszczęśliwiająca, jaka zwykle towarzyszy spotkaniu zakochanych w sobie i stęsknionych osób.

Jakie to dziwne, Panie, i niepojęte, że dźwigasz mnie tak nagle i tak przyjaźnie ku sobie przygarniasz. Wszak ciężar mojego grzechu zawsze ściąga mnie w dół.
Wszystko, co dla mnie czynisz, czynisz ponad wszelką moją zasługą, ponad tym, czego ośmielam się oczekiwać, o co zdołam Ciebie, Boga, poprosić.
To sprawia Twoja Miłość, która sama wychodzi naprzeciw moim potrzebom.
Bądź Błogosławiony, Boże w Trójcy Jedyny, bo choć nie jestem godny żadnego daru, Ty w swej niewypowiedzianej dobroci obdarzasz mnie Łaską, której pełnię trudno mi sobie uzmysłowić.

Najświętszy Sakrament
LuxDei
W świątyni panowała wspaniała atmosfera skupienia, modlitwy i dziękczynienia. Większość świateł była wygaszona, z głośników sączyła się cicha muzyka zespołu wokalno-instrumentalnego, a ja wpatrywałem się w skąpany w blasku świec ołtarz, na którym stała złota monstrancja z Najświętszym Sakramentem.
Trudno jest opisać to, co działo się wówczas w moim sercu. Nie znam słów, które mogłyby wyrazić moją wdzięczność Bogu Najwyższemu za Miłość, jakiej doświadczyłem tamtego wieczoru. Czułem, że jestem uwolniony od złych namiętności i niedobrych uczuć, uzdolniony do kochania, umocniony do cierpienia, pokrzepiony do wytrwania. Klęcząc w ostatniej ławce, z całego serca pragnąłem być jak najbliżej Niego. Podszedłem więc do ołtarza, by zapalić od paschału jedną z przygotowanych na tę okoliczność świec i uklęknąłem na wprost jaśniejącej cudownym światłem monstrancji z Jezusem Ukrytym pod postacią Chleba.
Błoga, kojąca słodycz spływała na mą duszę, a ja z zakłopotaniem uświadomiłem sobie, że każde, nawet najwznioślejsze, słowa nie są wystarczająco uroczyste, aby podziękować Bogu Trójjedynemu. Milczałem więc jak onieśmielone, bezradne dziecko. Wpatrując się w śnieżnobiałą Hostię, czułem, że jestem ogarnięty i przeniknięty ciepłym blaskiem Miłości.
Na tym właśnie musi polegać niebo. Chodzi przecież nie o konkretne miejsce w czasoprzestrzeni (lub poza nią), lecz stan, w jakim znajduje się dusza nieśmiertelna.
Stawiając na ołtarzu świeczkę o nikłym płomyku, zrozumiałem, w jak tragicznym położeniu znajduje się człowiek żyjący z dala od Boga.

Niebo czy piekło, Jasność czy ciemność, Pokora czy pycha, Wolność czy swawola — wybór należy do każdego z nas, ale Ty, Panie, bądź zawsze dla mnie ponad wszystko.
Naucz mnie kochać prawdziwie: zważać nie tyle na dary, ile na samą miłość osoby kochającej; szukać serca, a nie korzyści; ponad wszystko, co darowane stawiać Ukochanego.
Pragnę kochać Cię miłością, która wiedzie ku Tobie ponad wszystkimi darami. Dlatego, gdy czasami nie czuję Twojej obecności tak wyraźnie, jakbym tego chciał, wiem, że nie wszystko jeszcze stracone.
Jakże wspaniałe uczucia rodzi Twoja bliskość.
One są wynikiem Łaski i przedsmakiem niebieskiej Ojczyzny.
Jednak nie wolno mi na nich zbytnio polegać. Wszak Łaska przychodzi i odchodzi. A rozwój życia duchowego polega nie tyle na tym, by cieszyć się Łaską, ile żeby z pokorą i cierpliwością przyjmować fakt, że zostanie utracona. Bo tylko Ty, Boże, masz odwieczną moc dawania: kiedy, komu i ile zechcesz, nie więcej.
Broń mnie, Panie, abym z powodu Łaski nie doprowadził się do zguby, wpadając w sidła samozadowolenia. Wiem przecież, że trudno jest, biegnąc za nagłym porywem serca, uwzględniać miarę własnej słabości.
Wielu już było takich, którzy zamierzali więcej, niż podobało się Tobie. Zamiast z ufnością schronić się pod skrzydłami Twojej Boskiej Opatrzności, sami wzbijali się na wyżyny pychy i egoizmu.
Niezbyt rozsądnie postępuje ten, kto oddaje się cały radości, zapominając o niedawnej biedzie i o czystej bojaźni Bożej, która karze lękać się o to, że otrzymaną Łaskę można utracić.
Niezbyt też mądry i dzielny jest ten, kto w czasie trudności od razu wpada w rozpacz i nie tak ufnie jak powinien, myśli o Tobie, Tobie zawierzając swój los.
Wszystko, co mam i czym mogę Ci służyć, jest przecież Twoje. A jednak to Ty służysz mi bardziej niż ja Tobie. Ty, Bóg, Stwórca wszystkiego z niczego, uniżasz się przede mną — swoim stworzeniem, dając mi w okruszynie Chleba siebie samego, siebie całego.
Małe mi się zdaje i niewystarczające wszystko, co mi dajesz, z wyjątkiem Ciebie samego i tej Prawdy o Tobie, jaką przede mną odsłaniasz. Dlatego serce moje dopóty nie zazna pełnego ukojenia i prawdziwego szczęścia, dopóki nie spocznie w Tobie, wznosząc się ponad wszystkie dary, ponad całe stworzenie.
Wolę być ubogim z Tobą, niż bogatym bez Ciebie.
Gdzie Ty, tam niebo, a gdzie nie ma Ciebie — tam śmierć i piekło.
Ty jesteś moim pragnieniem, Boże, i dlatego nie przestanę do Ciebie wzdychać.

Zbliżając się do ołtarza, przed którym kapłan udzielał Komunii Świętej, uświadomiłem sobie, że tak dalece nie jestem godzien przystąpić do stołu Pańskiego, jak bardzo odczuwam głód Boga. Właściwie powinienem ze wstydem odstąpić od przyjęcia Jezusa Eucharystycznego, bo brak we mnie zasług, które usprawiedliwiałyby taką śmiałość. Z drugiej jednak strony Ktoś w cudowny, nadnaturalny sposób rozwiewał moje wątpliwości, sprawiając, że w moim sercu przybywało odwagi i pewności, że mój duchowy głód jest kolejnym Darem Miłości.

„Bierzcie i jedzcie, to jest Ciało Moje, które za was będzie wydane”. Wzruszają mnie te słowa pełne litości, łagodności i Miłości, a jednocześnie lękiem napawają własne winy.
Zachęca łagodność Twoich słów, ale obciąża ogrom moich występków.
Każesz mi, Panie, abym zbliżył się do Ciebie z wiarą.
„Przyjdźcie do mnie wszyscy — zachęcasz — którzy obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię”.
Łagodnie i miło brzmią w uszach grzesznika słowa, w których Ty, Panie i Boże mój, zapraszasz mnie — nieużytecznego sługę — do Komunii z Tobą.
Ale jakże to, niebiosa nie mogą Cię ogarnąć, a Ty uniżasz się dla mnie do okruszyny Chleba?
Tu, w Sakramencie Ołtarza jesteś obecny, cały, Bóg i Człowiek.
Tu mogę zerwać życiodajny Owoc wiecznego zbawienia, jeśli tylko zbliżę się do Ciebie z należną czcią i oddaniem.
Tak, Panie, zwyciężyłeś.
Twoja przebaczająca Miłość jest silniejsza niż mój, pożal się Boże, zdrowy rozsądek i poczucie sprawiedliwości, które często usiłuje bronić tego, co wstydliwie ukrywa sumienie.
Kimże ja jestem?
Nędznikiem, pyszałkiem, podłym grzesznikiem, który nie raz, nie dwa, ale po stokroć zasłużył na piekło!
Ale spojrzałeś na mnie, Panie Litościwy, bo cenna dla Ciebie jest moja dusza.
Pozostawiony sam sobie pogrążam się, gasnę i ginę. Nasycony Tobą — prostuję się i rozkwitam.
Ty mnie rozpalasz i płonę.
Znasz mnie lepiej, niż ktokolwiek inny.
Jesteś mi bliższy, niż ja sam sobie.
Bardziej troszczysz się o mnie, niż ja sam mógłbym zatroszczyć się o siebie.
Wiesz, co jest dla mnie dobre, a co sprowadza na manowce.
Pragniesz mojego nawrócenia i zbawienia, a więc dóbr ostatecznych.
Dlaczego zatem wzbraniam się przed Tobą?
Dlaczego chowam się nagi?
Dlaczego boję się stanąć w prawdzie przed swym Dobroczyńcą?
Dlaczego Wola Twoja, Panie, tak rzadko bywa moją?
Jeśli chcesz, abym pozostawał w ciemności — bądź pochwalony!
Jeśli zechcesz wprowadzić mnie do swojej Światłości — bądź pochwalony!
Jeśli napełniasz me serce radością — bądź pochwalony!
Jeśli zechcesz mojego cierpienia — bądź pochwalony!
W prostocie serca i za Twoim przyzwoleniem zbliżam się do Ciebie z czcią i z wiarą, że jesteś obecny w tym Sakramencie: Bóg i Człowiek.
Chcesz, abym Cię przyjął i złączył się z Tobą w Miłości, ale proszę Cię, obdarz mnie tą Łaską, dzięki której cały rozpłynę się w Tobie.
Panie, chętnie przyjmę od Ciebie wszystko: gorycz i słodycz, smutek i radość, biedę i dostatek.
Chroń mnie od grzechu, a nie ulęknę się śmierci i piekła. Bylebyś tylko nie odtrącił mnie na wieki, wymazując me imię z Księgi Żywota.
Panie, niech za sprawą Łaski stanie się możliwe to, co z natury wydaje mi się niemożliwością. Niech każde bolesne doświadczenie stanie się dla mnie okazją do wielbienia Twojej Opatrzności.
Każda udręka i cierpienie, znoszone dla Ciebie i w łączności z Twoją Męką, są dobre dla mojej duszy.

Przedziwna i niepojęta jest Łaska Najświętszego Sakramentu, dzięki której dusza odzyskuje utracone dobro i piękno zniekształcone przez grzech. Jakże więc należy ubolewać nad własną oziębłością, gdy nie śpieszymy gorliwie na przyjęcie Chrystusa. On bowiem jest naszym Uświęceniem i Odkupieniem, Radością i Zasługą ku wieczności.

Ciesz się, moja duszo, i dziękuj Bogu za ten szlachetny Dar i za tę przedziwną pociechę, jaką zostawił ci na tym łez padole. Bo ilekroć rozważasz tę tajemnicę i przyjmujesz Ciało Chrystusa, tylekroć przyczyniasz się do swego wyzwolenia i stajesz się uczestnikiem Jego zasług.
☙❤❧


II

Dary Miłości to Dary samego Boga. Czy umiemy je dostrzegać w zwykłej, na pozór, szarej codzienności?
To prawda, że na tym łez padole spotykamy wiele zła, które nas zatrważa, zasmuca, a nawet zniewala, ale wszystko, czym dysponujemy w sferze duchowej i cielesnej, wszystko, co posiadamy z rzeczy naturalnych i nadprzyrodzonych — jest efektem Bożego Miłosierdzia, które wskazuje na Niego jako Źródło wszelkiego dobra i piękna. Chociaż jeden otrzymuje więcej, a drugi mniej, to przecież i tak wszystko należy do Boga i bez Jego Woli nikt nie miałby najmniejszej rzeczy.
Ten, kto dostał więcej, nie powinien chlubić się tym jako swoją zasługą, ani wywyższać się ponad innych, ani pogardzać mniejszymi. Przeciwnie: kto mniej sobie przypisuje, kto pokorniej i z większym oddaniem stara się dziękować Bogu, ten jest większy i lepszy w Jego oczach. A kto uważa się za najgorszego i najlichszego ze wszystkich, ten w swoim czasie otrzyma jeszcze większe Dary.
Kto zaś mniej otrzymał, nie powinien ani się smucić, ani czuć się pokrzywdzonym, ani zazdrościć bardziej obdarowanym. Bóg potrafi zesłać w jednej chwili to, czego długo odmawiał lub dać w końcu to, czego nie chciał udzielić na początku modlitwy. Ponadto, choć to dalekie od naszych egoistycznych odruchów, powinniśmy zawsze i wszędzie starać się okazywać Bogu wdzięczność za Jego Dobroć. Wszak darmo otrzymujemy, a Boska Hojność nie ma granic.
Nie nasza to sprawa wnikać i rozsądzać, dlaczego ten czy ów otrzymał więcej lub mniej. Kto prawdziwie kocha Boga i docenia Jego Dary, z niczego nie powinien cieszyć się bardziej, niż z tego, że spełnia się w nim odwieczny zamysł Stwórcy. Dlatego Wola Najwyższego i umiłowanie Jego Chwały powinny być dla nas najważniejsze, przynosić nam więcej zadowolenia, niż wszystkie dary, jakie otrzymaliśmy lub moglibyśmy, naszym zdaniem, otrzymać.
Gdy wydarza się coś nie po naszej myśli, często zbyt pochopnie oceniamy sprawy według tego, co czujemy w danej chwili. Łatwo wtedy stwierdzić, że wszystko stracone. Gdy myślimy, że Bóg jest daleko, że nas opuścił, często właśnie wtedy jest najbliżej. Można Go spotkać wszędzie: w oczach dziecka, w szumie traw, w kropli rosy, w purpurowym zachodzie słońca lub w bezkresie gwieździstego nieba.
Rosa Trzeba tylko szerzej otworzyć oczy i serce. A potem ufać, że On potrafi każdy smutek i strapienie przemienić w radość. Tymczasem opłakujemy stratę doczesną, uciekamy w pracę, zabiegamy o mały zysk, dążymy do błahostek, zaniedbując to, co najważniejsze. Gdy się w porę nie opamiętamy, wówczas całkiem grzęźniemy we własnej nikczemności.
Nieszczęściu nie należy się poddawać, skądkolwiek przychodzi lub może nadejść. To, co nas dręczy, zmusza do czujności i walki, umożliwia zdobycie cennego doświadczenia, a to, co przeraża, zanim się wydarzyło, jest tylko próżną obawą. Bo po cóż się trapić tym, co może nas spotkać przykrego. Tak samo daremnym jest zmartwienie o przyszłość, jak i radość z tego, co może nigdy nie nadejdzie. A do pełni szczęścia potrzeba tak niewiele, bo tylko Jednego. I jednocześnie tak wiele, bo aż Jego. On jest Jednym i Wszystkim. On sam wystarczy. Bez Niego cały świat to banalna igraszka, bo co nie jest Bogiem, jest niczym i za nic powinno być uważane.

Dałeś, mój Panie, możesz więc zabrać. Ja z Twojej Woli jestem tylko dzierżawcą.
Wszak to wciąż Twoja własność i dysponujesz nią jak chcesz. Poza tym znasz cele ukryte i wiesz, że dla mojego zbawienia konieczne jest, abym skosztował również goryczy.
Stałe powodzenie i beztroska z pewnością wbiłyby mnie w pychę, a zadowolony z siebie zacząłbym myśleć, że jestem tym, kim nie jestem.
Gdyby Dar Łaski przychodził łatwo, na zawołanie, nie przyjmowałbym go z wdzięcznością równą tej, którą odczuwam, kosztując Twojej pociechy.
Nie narzekam, Panie, i nie upadam więc na duchu w czas próby, bo Ty jesteś ze mną.
Czy dajesz radość, czy zsyłasz cierpienie, wciąż wielbię Cię, Boże, i wysławiam Twoją Sprawiedliwość.

Mądrości Bożej nie znają ani mędrcy tego świata, ani ci, którzy rozkoszują się ciałem. Prawdziwymi zaś mędrcami okazują się ci, którzy odrzucają blichtr świata i utrzymują w ryzach swe ciała. Oni właśnie wznoszą się od marności ku Mądrości i od cielesności do duchowości.

O, kiedyż, Panie, nadejdzie ta szczęśliwa i upragniona godzina, gdy rozweselę się Twoją obecnością, bliskością, pełnią. Dopóki to jednak nie nastąpi, każdy mój uśmiech i każdy poryw serca będzie tylko namiastką radości, bo wciąż żyje we mnie dawny człowiek nie w pełni dla siebie umarły. Ciągle jeszcze domaga się tego, co szkodzi duchowi i podsyca wewnętrzną walkę. Ale Ty, który potrafisz uciszyć nawet wzburzone morze, pomóż mi zwyciężyć samego siebie.
Pragnę odwracać się od doczesności, by skłaniać się ku wieczności.
Pragnę popadać w niewolę Twojej Miłości, by stawać się naprawdę wolnym i bezpiecznym.
Pragnę zgubić siebie, by odnaleźć Ciebie.

Wszystko, co nas otacza powstało z Woli Boga i istnieje według Jego zamysłu. Nic nie dzieje się bez przyczyny. W każdym zdarzeniu jest ukryty głęboki sens. Wszystko odbywa się w przestrzeni Łaski i jest wynikiem Bożego przyzwolenia. To, co posiadamy i kim jesteśmy zawdzięczamy Jego Opatrzności. Bóg kocha nas i pragnie naszego dobra. Za wszystko, co nam uczynił, oczekuje od nas tylko jednego: odwzajemnienia Miłości. Czy to tak wiele? Czy to jest żądanie ponad ludzką możliwość? Przecież On dał nam również umiejętność kochania. Więcej: obdarzył nas prawdziwą wolnością. Prawdziwą, bo połączoną z Ojcowskim szacunkiem dla człowieka i uwzględniającą naszą niedoskonałość.
Bóg jest jak Dobry Ojciec, który kocha swe dziecko i czuwa nad jego rozwojem. Analogia Bożej Opatrzności do ojcostwa nie jest przypadkowa. Każdy bowiem dobry ojciec nie tylko stara się zapewnić swemu dziecku byt materialny, ale także nauczyć je, m.in. samodzielności. Dziecko więc nie tylko otrzymuje określony zakres swobody w ramach naturalnego zbioru zasad postępowania i dobrych manier, ale w każdej sytuacji może liczyć na radę i skuteczne wsparcie swego ojca. Nikogo nie dziwi fakt, że swawola dziecka zawsze napotyka na ojcowskie upomnienie, a gdy zachodzi potrzeba, na skarcenie. Dobrzy ojcowie nie są nadopiekuńczy. Wiedzą, że drobny upadek niesfornego dziecka przynosi lepszy efekt wychowawczy, niż próby ubezwłasnowolnienia podopiecznego. Czy jest zatem coś dziwnego w tym, że nasz Ojciec Niebieski dał nam Dekalog? Dzięki niemu nie tylko nasza wolność nie uległa ograniczeniu, ale stała się dla nas bezpieczna.
To nie byle co utracić albo zasłużyć na Królestwo Niebieskie, gdzie nie ma zmierzchu dnia, ani nocy — tylko jasność wiekuista; nie ma łez, ani bólu — tylko radość niewypowiedziana; nie ma trudu i znoju — tylko błogi odpoczynek bez końca.

O jasny dniu wieczności nigdy nie odmieniający się na gorsze! Dniu ósmy, w którym już nie splami mnie grzech, nie wstrząśnie namiętność, nie dopadnie trwoga, nie wyczerpie niedosyt, nie przygniecie troska, nie oplącze marność, nie osłabi głód, nie obciążą pokusy, nie osaczą błędy, nie wyniszczą trudy! Kiedy nadejdzie czas, gdy będę myślał tylko o Tobie, Panie? Kiedy uciszę się w Tobie? Bo Dobro samo mnie wypełni, bo Twoja Wola stanie się moją, bo odnajdę Wszystko bez obawy utraty.
Pragnę zajmować się sprawami nieba, ale doczesność ściąga mnie ku ziemi.
Duchem chciałbym wznieść się wysoko, ale ciałem, wbrew sobie, wciąż spadam nisko.
I tak, nieszczęsny, walczę sam ze sobą, sam dla siebie stając się ciężarem.
Gdy tylko duch mój w modlitwie skupia się na Tobie, już natłok codzienności rodzi rozproszenie.
A przecież tam mój skarb, gdzie serce moje.
Panie, dziękuję Ci za Łaskę tęsknoty za Tobą. To też jest wielki Dar Twojej Miłości.
Dopóki noszę śmiertelne ciało, nie jestem godny żadnej Twojej pociechy, bo nie ma we mnie zasług na miarę Łaski, jaką otrzymuję.
Cóż mogę począć przepełniony wstydem i winą?
Chyba tylko ukorzyć się przed Tobą, wzbudzając w sercu szczery żal za wyrządzane zło. Wszak w prawdziwej skrusze rodzi się nadzieja przebaczenia, a w pokorze uspokaja się wzburzone sumienie.
☙❤❧


III

Motyl Pewien człowiek, odpoczywając w cieniu, obserwował narodziny motyla, który przed chwilą rozpoczął energiczną walkę z własnym kokonem. Owad prężył się i wyginał na wszystkie strony, aż wreszcie udało mu się naderwać krępującą jego ciało ciasną powłokę. Powoli, lecz z wyraźną determinacją, przeciskał się w dół przez wąską szczelinę w kokonie. Jednak po kilkunastu minutach zmagań osłabł i zatrzymał się w połowie drogi.
Człowiek, widząc to, postanowił pomóc motylowi: wziął nożyczki i delikatnie rozciął kokon. Owad bez najmniejszego problemu wysunął się na zewnątrz. Co prawda miał wątłe ciało i bardzo pomarszczone skrzydła, ale był uwolniony od krępującego go jarzma.
Człowiek kontynuował obserwację, spodziewając się, że wkrótce skrzydła motyla zaczną się prostować, grubieć i powiększać, aby owad mógł odlecieć i cieszyć się życiem. Tak się jednak nie stało!
Motyl spędził resztę życia, czołgając się po ziemi, z mizernym ciałem i pomarszczonymi skrzydłami. Do końca życia nie był w stanie latać.
Człowiek w całej swej życzliwości i dobroci nie wiedział, że walka motyla z kokonem, choć trudna i wyczerpująca, jest ważnym bodźcem dla młodych skrzydeł, dzięki któremu owad może przygotować się do latania. Skoro jednak sam nie pokonał oporu kokonu, nigdy nie zdoła wzbić się w powietrze.
Czasem walka jest tym, czego nam w życiu niezbędnie potrzeba. Jeśli Bóg pozwoliłby nam iść przez życie bez jakichkolwiek trudności, to zrobiłby z nas słabeuszy. Nie bylibyśmy tak silni jak jesteśmy. Nie bylibyśmy zdolni do wzlotów, lecz trwalibyśmy w gnuśnej przyziemności.

Prosiłem o dobrobyt...
Ty, Boże, dałeś mi rozum i pracowite dłonie.
Prosiłem o odwagę...
Ty, Boże, dałeś mi przeszkody do pokonania.
Prosiłem o miłość...
Ty, Boże, dałeś mi bliźnich uwikłanych w kłopoty, abym im pomagał.
Prosiłem o przychylność...
Ty, Boże, dajesz mi okazje do wykazania się.
Prosiłem o siłę...
Ty, Boże, dajesz mi przeciwności losu, abym nie był słabeuszem.
Prosiłem o mądrość...
Ty, Boże, dajesz mi codzienne problemy do rozwiązania.
Otrzymuję nie to, co chciałem...
Ale mam wszystko, czego było mi trzeba.
Ty, Panie, jesteś Drogą, którą mam przebyć, Prawdą, której mam zawierzyć, Życiem, któremu mam ufać.
Jeśli będę szedł Twoją Drogą, poznam Prawdę, a Ona mnie wyzwoli i osiągnę Życie wieczne.
Ku Tobie biegną moje oczy, Tobie ufam, Boże, Ojcze Miłosierdzia. Pobłogosław i uświęć moja duszę, aby stała się Twoim mieszkaniem, siedzibą Twojej wiecznej Chwały i aby w niej jako świątyni Twojego Bóstwa nie znalazło się nic, co mogłoby urazić oczy Twojego majestatu.
☙❤❧


IV

Pełne i doskonałe poddanie się Woli Ojca, które osiągnęło swe apogeum na Golgocie jest naglącym wezwaniem wszystkich ludzi do odwzajemnienia wielkiej Miłości Chrystusa. Stając przed tą niezgłębioną tajemnicą Odkupienia i Miłosierdzia, próbuję odpowiedzieć sobie na niebanalne pytania:
  •  Co czynię dla Niego...

  •  Jak odpowiadam na Jego Miłość...

  •  Czym jest dla mnie Ofiara Eucharystyczna...

  •  Czy umiem jednoczyć się z Ojcem w Ofierze Jezusa, akceptując Wolę Bożą w każdym momencie swego życia, w czynnościach codziennych, w chwilach trudnych, w niepowodzeniach, w bólu lub chorobie, a także w momentach łatwych, kiedy czuję się napełniony radością...

Jeśli jednak nie znajduję wyczerpujących odpowiedzi, znaczy to, że obecnie nie jest mi dane głębiej wniknąć w odwieczny zamysł Trójjedynego Boga.
Aby ofiara mogła być uznana za prawdziwą, musi składać ją kapłan, któremu towarzyszy wewnętrzne oddanie się osobie obdarowywanej oraz zewnętrzny akt ofiarowania będący wyrazem jego wewnętrznej dyspozycji. Jezus, konając na Krzyżu, uzewnętrzniał — słowem i czynem — swe miłosne wewnętrzne ofiarowanie (Por. BT, Łk 23:46). Na Kalwarii nasz Pan, Kapłan i Żertwa, ofiarował siebie samego Ojcu Niebieskiemu, wylewając swoją Krew, która oddzieliła się od Ciała. Tak wypełniła się do końca Wola Ojca Przedwiecznego. Bóg pragnął bowiem, by zbawienie zrealizowało się w taki właśnie sposób, a Jezus przyjął to bezwarunkowo. Dlatego istota Jego Ofiary polega na wewnętrznym ofiarowaniu siebie samego oraz na bezgranicznym i miłosnym poddaniu się Woli Ojca. A była to Ofiara doskonała: z Ciała, Krwi, Ducha i Bóstwa.
Jezus, tak jak kiedyś, również i dzisiaj jest Kapłanem i Ofiarą (Por. BT, Hbr 4:14-15). Wewnętrzna Ofiara Chrystusa nadaje pełne znaczenie wszystkim zewnętrznym elementom Jego dobrowolnego ofiarowania, np.: zniewagom, odarciu z szat, ukrzyżowaniu. Ofiara Krzyża jest jedyna. Kapłanem i Ofiarą jest jedna i ta sama Boska Osoba: Syn Boży, który stał się Człowiekiem. Jezus nie był ofiarowany Ojcu przez Piłata czy przez Kajfasza, ani nawet przez tłum żądny Jego Krwi. To On sam ofiarował siebie, bo przeżywał doskonałe zjednoczenie z Wolą Ojca w każdym momencie swego ziemskiego życia, a na Krzyżu jego oddanie sięgnęło szczytu.
Rozważając Ofiarę wewnętrzną, którą Chrystus uczynił z siebie samego przez całkowity Dar i miłosne poddanie się swemu Ojcu, warto uświadomić sobie jedność, jaka istnieje między Krzyżem i Eucharystią. Msza Święta i Ofiara Krzyża są tą samą i jedyną Ofiarą, chociaż dzieli je czas i przestrzeń. Doskonałe poddaństwo Jezusa Woli Ojca powraca, by się uobecnić, ale już bez bolesnych i krwawych okoliczności Golgoty. Ofiara wewnętrzna samego siebie jest taka sama we Mszy Świętej, jak była na Kalwarii, bo jest to całopalna Ofiara Chrystusa. Kapłan jest ten sam, ta sama Ofiara, to samo ofiarowanie i poddanie się Woli Ojca. Różna jest tylko zewnętrzna postać tej Ofiary: na Golgocie realizowała się przez cierpienie i śmierć Jezusa, a podczas Eucharystii dokonuje się przez sakramentalne, bezkrwawe rozdzielenie Ciała i Krwi Chrystusa, w chwili Przeistoczenia chleba i wina.

Cud Eucharystyczny Cud Eucharystyczny

Podczas Mszy Świętej kapłan jest tylko narzędziem Chrystusa — Najwyższego i Wiecznego Kapłana. Jezus ofiaruje siebie w każdej Eucharystii w taki sam sposób, w jaki ofiarował się na Kalwarii, nawet wtedy, gdy czyni to sakramentalnie, tj. za pośrednictwem kapłana działającego in persona Christi. Ten sam Chrystus, w każdej Mszy Świętej ofiaruje się, manifestując miłosne oddanie Ojcu Niebieskiemu, które wyraża się przez Konsekrację chleba i Konsekrację wina. To właśnie jest esencja Eucharystii oraz jej moment kulminacyjny. Ponieważ Ofiara Mszy Świętej jest substancjalnie ta sama, co Ofiara na Krzyżu, dlatego ma nieskończoną wartość. Ponadto w każdej Mszy Świętej Chrystus jest Kapłanem i ofiarującą się Żertwą, a więc zarówno adoracja, dziękczynienie jak i zadośćuczynienie są nieskończone, niezależnie od aktualnych dyspozycji celebransa oraz tych, którzy w niej uczestniczą.
W konsekwencji nie istnieje bardziej doskonały sposób adoracji Boga Ojca nad Ofiarę Eucharystyczną, w której Jego Syn Jezus Chrystus jest Ofiarą i najwyższym Kapłanem. Nie istnieje również bardziej doskonały sposób składania dziękczynienia Bogu za Jego nieskończone Miłosierdzie wobec nas. Poza tym nic nie jest bardziej miłe Bogu nad Ofiarę ołtarza. Dlatego za każdym razem, gdy celebruje się Mszę Świętą, odbywa się zadośćuczynienie za wszystkie grzechy świata dzięki nieskończonej godności Kapłana i Ofiary. Chodzi o jedyne, doskonałe zadośćuczynienie, z którym powinniśmy łączyć swe akty skruchy. Jest to bowiem jedyna stosowna ofiara, którą my grzeszni ludzie możemy złożyć, przez którą nasza codzienność, tj. cierpienia i radości mogą zdobyć nieskończoną wartość.

Panie, wiem, że Owoce Eucharystyczne są nieskończone, lecz ich zdobycie zależy od mojej osobistej dyspozycji i dlatego są we mnie ograniczone. Jednak Kościół jak Matka zaprasza mnie do uczestnictwa w tak wzniosłym akcie, który realizuje się każdego dnia w sposób świadomy, pobożny i aktywny.
Odpowiadając na to zaproszenie, powinienem wciąż troszczyć się o uwagę i skupienie podczas Konsekracji, aby szczególnie w tym momencie pragnąć zażyłości z Tobą, który jako Kapłan i Żertwa ofiarujesz się z Miłości Bogu Ojcu, tak jak uczyniłeś to na Kalwarii.
Czuję, że tylko wtedy Twoja Ofiara, Panie, staje się centrum mojego codziennego życia, tak jak jest od wieków centrum całej liturgii i życia Kościoła.

Zjednoczenie człowieka z Chrystusem w momencie Konsekracji jest tajemnicą i wielką Łaską. Będzie ono o tyle pełniejsze, o ile bardziej zdołamy zjednoczyć się z Wolą Bożą i będziemy dysponowani do wspaniałomyślnego i pokornego odwzajemnienia Jego Miłości. Zjednoczeni z Synem ofiarujemy Ojcu Mszę Świętą, a równocześnie ofiarujemy samych siebie przez Niego, w Nim i z Nim. Ten akt zjednoczenia winien być tak głęboki i prawdziwy, by przeniknął każdy nasz dzień i miał decydujący wpływ na naszą pracę, nasze relacje z bliźnimi, na nasze radości i porażki, na wszystko.
Jeśli w momencie Komunii Świętej Jezus spotka się z naszą gotowością miłosnego zjednoczenia z Wolą Boga Ojca, czy nie sprawi tego, by wlać w nas Ducha Świętego ze wszystkimi Jego Darami i Łaskami?
Mamy do dyspozycji wiele środków, by przeżywać dobrze Mszę Świętą. Między innymi aniołów, którzy widzą Boga twarzą w twarz. Zwracajmy się do nich, by unikać roztargnień i starajmy się z większą miłością uczestniczyć w Dziele, nie mającym sobie równego, przez które uczestniczymy w samej Ofierze Krzyża.

Panie, choć nie mogę jeszcze stanąć cały w duchu i ogniu jak Cherubiny i Serafiny, pragnę przygotowywać się i wciąż naginać serce, aby schwycić choć mały płomyk Boskiego pożaru przez pokorne przyjęcie Sakramentu Życia. A to, czego mi jeszcze brakuje, Ty sam dopełnij we mnie Łaską i Miłosierdziem.
☙❤❧


V

Panie Boże, który stworzyłeś mnie na obraz i podobieństwo swoje, ześlij mi tę Łaskę, tak wielką i tak konieczną do zbawienia, jak mi to ukazałeś, abym dzięki niej pokonał moją grzeszną naturę. Czuję bowiem wypisane na swym ciele prawo grzechu sprzeciwiające się Dekalogowi i nakłaniające mnie do słuchania bardziej głosu zmysłów, niż dobrych podszeptów sumienia. Jeśli nie pomoże mi Twoja Święta Łaska i nie napełni żarliwością mego serca, sam z siebie nie potrafię oprzeć się swoim złym skłonnościom.
Co prawda ludzka natura została pomyślana przez Ciebie, o Boski Stwórco, jako dobra i prawa. Lecz człowiek przez brak posłuszeństwa doprowadził do jej zwichnięcia. Skażona przez grzech pierworodny jawi się jako dotknięta słabością, a jej popędy pozostawione same sobie wiodą człowieka ku zatraceniu.
Potrzeba Twojej Łaski, i to wielkiej Łaski, aby pokonać naturę skłonną do grzechu od wczesnej młodości, bo ta niewielka siła, która w niej pozostała, jest jak iskierka ukryta w popiele. Tą siłą jest rozum otoczony gęstym mrokiem. Mimo iż odróżnia on dobro od zła, prawdę od fałszu, to jednak nie jest zdolny wypełniać tego, co aprobuje. Brak mu bowiem pełnego blasku prawdy oraz czystości uczuć. I dlatego, o Boże, umiłowałem Twoje prawo dotyczące duchowej istoty człowieka, bo wiem, że przykazania Twoje są dobre, słuszne i święte. Dzięki nim rozumiem, że trzeba unikać zła w każdej postaci.
Ciałem służę raczej prawu grzechu, kiedy bardziej skłaniam się ku zmysłowości niż ku rozumowi. Wówczas moje dobre intencje więdną i giną, bo nie potrafię według nich postępować.
Dlatego ciągle postanawiam wiele dobrego, ale jeżeli brak mi Łaski wspierającej moją słabość, cofam się i upadam przy byle przeszkodzie. A dzieje się tak dlatego, że chociaż znam drogę dobra i widzę jasno, co powinienem robić, to uginam się pod ciężarem własnego zepsucia i nie jestem zdolny wznieść się ku doskonałości.
Jezus i dziecko O, jakże mi jest potrzebna Twoja Łaska, Panie, abym wstąpił na drogę doskonałości. Jakże bardzo jest mi potrzebna nie tylko do rozpoczęcia wędrówki, ale i osiągnięcia jej rajskiego celu. Sam nic nie potrafię uczynić, ale wszystko mogę w Tobie, jeżeli umacnia mnie Łaska.
O, Łasko prawdziwie niebiańska, bez której nic nie znaczą własne zasługi i nieważne są jakiekolwiek dary natury!
Cóż znaczy sztuka, bogactwo, uroda i odwaga?
Co znaczy geniusz lub krasomówstwo, gdy nie ma Łaski?
Wszak darami natury obdarzeni są zarówno źli, jak i dobrzy.
Tylko nieliczni dostrzegają w Łasce owoc prawdziwej Miłości.
Wyróżnieni Łaską stają się godni życia wiecznego.
Jakże potężna jest Łaska, skoro bez niej nic nie jest wystarczająco wielkie: ani dar prorokowania, ani zdolność czynienia cudów, ani żadne wzniosłe dociekanie prawdy. Bo Ty, Panie, nie uznajesz żadnych cnót: ani wiary, ani nadziei bez Miłości i Łaski.
Błogosławiony Dawco Łask, Ty, który ubogiego duchem czynisz bogaczem dobra, a z bogacza robisz człowieka pokornego serca, przyjdź i napełnij mnie swym ukojeniem, aby dusza moja nie ugrzęzła w znużeniu i oschłości.
Panie, wystarczy mi Twoja Łaska, nawet jeśli nie otrzymam nic z tego, czego pragnie moja natura. Wśród pokus i udręk nie ulęknę się zła, dopóki będzie ze mną Twoja Łaska. Ona jest moją odwagą, ona przynosi radę i pomoc. Ona - potężniejsza od wszystkich wrogów i mądrzejsza od wszystkich mędrców razem wziętych.
Łaska, która pochodzi od Ciebie jest nauczycielką prawdy, mistrzynią wiedzy, światłem serca, ulgą w strapieniu, ucieczką w smutku, bezpieczeństwem w lęku, żywicielką pobożności, źródłem dobrych łez.
Czymże jestem bez Niej?
Drewnem spróchniałym, bezowocną dziczką, którą należy wyciąć i odrzucić. Niech więc Twoja Łaska, Panie, zawsze mnie poprzedza w drodze i za mną kroczy, niech będzie przy mnie, abym zawsze dążył do dobrego przez Syna Twojego Jezusa Chrystusa. Amen.

☙❤❧


VI

Kiedy umierał Ojciec Święty Jan Paweł II, wielu modliło się o cud z nadzieją, że Bóg ich wysłucha. I wysłuchał. Na naszych oczach stał się Cud! Cud, jakiego nikt się nie spodziewał. W jednej chwili padliśmy na kolana, jednocząc się jak nigdy dotąd.
Jeden obok drugiego...
Trzymając się za ręce...
Błagając Boga, aby nie zabierał nam naszego ukochanego Papieża...
Niemal cały świat padł na kolana...
Ludzi różnych ras, wyznań i wieku połączyła żarliwa modlitwa...
W czasach, kiedy wydaje się, że światem zawładnął szatan, wielu zaczęło się modlić, a modlitwa cudownie połączyła drżące serca...
Starcy i młodzież, kobiety i mężczyźni, kapłani i zakonnice...
Wszyscy modlili się o zdrowie dla Papieża...
Goręcej, niż po zamachu na jego życie w 1981 roku...
Jak nigdy wcześniej...
Na całym świecie...
To właśnie jest Cud!
Gdy okazało się, że Jan Paweł II zmarł, czuliśmy żal, ból, rozpacz, strach...

Żałoba narodowa po śmierci JP2 Żałoba narodowa po śmierci JP2 Żałoba narodowa po śmierci JP2
Żałoba narodowa po śmierci JP2 Żałoba narodowa po śmierci JP2 Żałoba narodowa po śmierci JP2 Żałoba narodowa po śmierci JP2

Jakby pękały nam serca...
Były łzy — dużo łez...
Ale godnie żegnaliśmy naszego Ojca, który 2 kwietnia przeszedł z życia do Życia...

Żałoba narodowa po śmierci JP2 - Warszawa

To była żałoba narodowa...
Flagi opuszczone do połowy masztów...
Przepasane kirem...
Salwy armatnie...
Radykalnie zmieniona ramówka telewizyjna...
Spokojna muzyka na falach eteru...
Dzień pogrzebu Papieża dniem wolnym od pracy...

Żałoba narodowa po śmierci JP2 - Warszawa

Tłumy na Mszach Świętych i modlitewnych czuwaniach...

Żałoba narodowa po śmierci JP2 - Warszawa

Zaduma, refleksja, wspomnienia, nawrócenia, wdzięczność...

Żałoba narodowa po śmierci JP2 - Płock

W miejscach poświęconych Papieżowi kwiaty i morze ognia...
Dniem i nocą...

Żałoba narodowa po śmierci JP2

We wszystkich miastach w Polsce...

Żałoba narodowa po śmierci JP2 - Kraków

Spontanicznie pokazaliśmy Ojcu Świętemu, że 27 lat jego posługi apostolskiej przyniosło liczne i błogosławione owoce...
Pokazaliśmy, że otwierając szeroko drzwi świątyń, otworzyliśmy serca na Boga i Jego Słowo niestrudzenie głoszone przez Piotra naszych czasów...

Żałoba narodowa po śmierci JP2 - Kraków

To były Narodowe Rekolekcje...

Żałoba narodowa po śmierci JP2 - Kraków Żałoba narodowa po śmierci JP2 - Kraków

Warszawa, Kraków, Wadowice, Płock...

Żałoba narodowa po śmierci JP2 - Kraków

Nadszedł czas, abyśmy stali się lepsi...
Nadszedł czas głębokiej przemiany...
Nadszedł czas ostatecznego nawrócenia się do Boga...

Bóg brzydzi się grzechem, ale nigdy nami — grzesznikami...
Bóg potępia grzech, ale nie nas — grzeszników...
Dopóki tli się w człowieku iskierka życia, Bóg jest gotów przebaczyć największe zło...
Jeśli tylko wyznasz Mu swoje grzechy i szczerze będziesz żałować za wyrządzone zło...
Miłość, to nie tylko słowa, ale i czyny...
Totus Tuus Papież Jan Paweł II Czynami pokażmy Ojcu Świętemu, jak go kochamy...
Czynami pokażmy bliźniemu swą miłość...
Czynami pokażmy Bogu, jak kochamy Go w naszych braciach, siostrach… i tych najmniejszych — bezbronnych.
Ojcze, dziękuję Ci za Cały Twój Pontyfikat, a szczególnie za uproszenie Ducha Świętego, aby odmienił oblicze tej ziemi. Dziękuję Ci również za Katechizm Kościoła Katolickiego, odsłonięcie przed nami Różańcowej Tajemnicy Światła i ustanowienie Roku Eucharystii.
Ojcze Przedwieczny, dziękuję Ci za Dar Jana Pawła Wielkiego.

☙❤❧
☙❤❧


Bibliografia wraz ze źródłami internetowymi

  1. Tomasz a Kempis — „O naśladowaniu Chrystusa”, Instytut Wydawniczy PAX, Warszawa 1980.
  2. kard. Francisco Fernandez Carvajal – homilia wygłoszona do kapłanów biorących udział w międzynarodowych rekolekcjach (09-10-1984), Insegnamenti, VII/2 (1984), 839, Pastores dabo vobis, nr 33, tłumaczenie: ks. Andrzej Bakalarz, Currenda 2/93, Pismo Urzędowe Diecezji Tarnowskiej;
    (www.tarnow.kana.pl/wsd/gazety/curenda/archiwum/2-93/m-3.htm).
  3. Zdjęcia pochodzą z portalu www.onet.pl oraz ze zbiorów prywatnych.

Opracowanie popełniłem w 2005 roku [mr]

☙❤❧

♫ "Miłość Twa" ♫
Muzyka i słowa: autor nieznany
Wyk.: zespół Wesołe Nutki działający przy rzeszowskiej parafii Księży Saletynów
Wyd.: CD «List do Pana Boga»
Źródło MP3



Prawa autorskie

• GŁÓWNAMAPALINKIe-KONTAKT & MEANDRYSKARBIECOSOBLIWOŚCIZADUMASACRUMSBMWWWDOWNLOAD ☺☺☺
REFLEKSJEZAMYŚLENIAMODLITWASUPLEMENTMEDYTACJETRYPTYKDARYSTROFYAFORYZMYMYŚLIRADOŚĆINSPIRACJEROZMOWY
PROCES IHSKONTEMPLACJEADORACJA NSADORACJA KRZYŻAADORACJA GPNMPFASCYNUJĄCYJAKBY W ZWIERCIADLE
GUADALUPENAJUMARTA ROBINZEITUNNIEZNISZCZALNIWOLNI OSTATECZNIEZNAKI CZASU
WARTO PRZECZYTAĆ, POSŁUCHAĆ, OBEJRZEĆFILMOTEKA IFILMOTEKA IIWIDEOTEKAAROMAT PRAWDYFOTOKSIĄŻECZKA
TIMETE DEUMSZKOŁA PIĘKNEJ MODLITWYTAJEMNICA MSZY ŚWIĘTEJEUCHARYSTIA PRZEDSMAKIEM NIEBATAK NAM DOPOMÓŻ BÓGPOWOŁANIE
SYNKRETOLOGIZMYLIMERYKI NIEPORADNIK INTELEKTUALNO-DUCHOWY NIEUSTANNIK MODLITEWNO-MIŁOSNY PROKLAMACJA LuxDei.plLITURGIA
O(DE) MNIEZATRUDNIĘ OD ZARAZKONTAKT e-MAILOWYTESTAMENT DUCHOWY





© 2007-23 Created & developed by J@cek Lewicki (under the inspiration of the Holy Spirit)


A.D. MMXXIII

U nas, tj. na LuxDei.pl RODO nie ma zastosowania, a pliki cookies wykorzystywane są jedynie w celu tworzenia statystyk związanych z liczbą
odwiedzin niniejszej witryny. Odwiedzając nas akceptujesz ten fakt. Tutaj znajdziesz więcej informacji na temat cookies.
© 2007-23 Created & developed by J@cek Lewicki (under the inspiration of the Holy Spirit)


A.D. MMXXIII